Azja z plecakiem

Tokio

Wszystko zaczyna się i kończy w Tokio. To niesłychanie zatłoczone miasto jest metronomem Azji: wszystko w tym regionie, od gospodarki po gusta muzyczne idzie z rytmem Tokio. Jeśli dotrzymasz tempa i nie dasz się skosić pieszym, poznasz naprawdę fascynujące miejsce. Pewnie, brakuje tu zabytków (druga wojna światowa niewiele zostawiła), ale turyści mogą się bawić w Tokio jak na gęstym elektronicznym placu zabaw nieustannie pełnym szaleństwa w dzień i w nocy. Nawet w południowym słońcu neony oślepiają na każdym kroku. Za elektroniczną fasadą znajdziemy ciekawą, nowoczesną architekturę, w tym wspaniały pean na cześć wschodnio-azjatyckiej sztuki i archeologii – Narodowe Muzeum w Tokio. Jeśli szukasz tradycji w stylu ogrodu japońskiego, najlepszy jest ogród Hama Rikyu. Trendseterzy i miłośnicy mody muszą wpaść do dzielnicy zakupów Ginza.

Supernowoczesność widoczna jest również w nocnym życiu miasta. Tokio to chyba najbardziej szalone i naładowane energią miasto Azji. W tutejszych klubach i barach grają najlepsi DJ świata (noc w klubie Air to obowiązkowy punkt programu).

Hanoi

Po wyczerpaniu zapasu sake w Japonii i starciu lakieru z parkietów Tokio, trzeba będzie się zająć tym męczącym kacem. Najlepszym lekarstwem będzie „pho,” najlepsza zupa świata. W jej nieoficjalnym mateczniku, Wietnamie, można ją siorbać litrami. Od lat 60. do 90. ubiegłego wieku nie było po co odwiedzać tego kraju pogrążonego w komunistycznej smucie i opresji.

Teraz jednak kolektywna wyobraźnia Wietnamczyków eksploduje. Dziś Hanoi rośnie i rozwija się w niezwykłym tempie. Coraz liczniejsi turyści są świadkami metamorfozy, której objawem jest pojawianie się barów takich jak Vasco’s (ul. 16 Cao Ba Quat). W mieście pełno jest też starszych atrakcji takich jak jezioro Hoan Kiem, popularne miejsce spotkań, oraz Mauzoleum i Muzeum Ho Chi Minha, a także Chua Mot Cot. To połączenie starego z nowym, tradycji i innowacji nadają miastu charakteru.

Bangkok i Ko Samui

Zawrotne tempo Hanoi i Tokio może zawrócić w głowie. Odpoczynek w Tajlandii obniży natomiast ciśnienie do akceptowalnych poziomów.
Słowo „Tajlandia” zazwyczaj kojarzy się ze zdeprawowanymi seksem hordami na ulicach Bangkoku. To wystarczy, by tętno skoczyło, lepiej więc ominąć Bangkok – lub zatrzymać się tylko na chwilę – i ruszyć prosto na wyspę Ko Samui. Ten skrawek raju przetrwał tsunami z 2004 roku. Jest jednym z niewielu miejsc na świecie łączących spokojne, idylliczne plaże z ostrym nocnym imprezowaniem. Imprezy zwane księżycowymi są iście surrealistyczne. Nocne przeżycie, którego nie można przegapić.

Jeśli uda ci się oderwać od plaży, odwiedź Big Budda na drodze Ko Samui 4171. Mierzący 12 metrów posąg jest największą (po plażach) atrakcją wyspy. Big Budda pilnuje wszystkiego w tym walk bawołów. Tak jest, tam gdzie inne kultury pasjonują się walkami kogutów lub kangurów, tutejszymi bojownikami są zwierzęta juczne. Dla niektórych rozrywkowe, dla innych niesmaczne, walki nie trwają długo. Organizatorzy kończą walkę zanim zwierzęta zrobią sobie krzywdę. Walka kończy się również gdy jedno z nich ucieknie.

Pekin

Różnorodna i uzależniająca kuchnia Chin nie jest tajemnicą. Ale USA z dużym powodzeniem kompromitują termin “chińszczyzna”. Fastfoodowa wersja chińskiej kuchni przyzwyczaiła nas do przesolonych i smażonych dań pakowanych w tekturowe pudełka.

Kilka dni w Pekinie, kulinarnej stolicy Chin, szybko wyprostuje nasze postrzeganie lokalnej gastronomii. Kierując się prostym kluczem, ilością miejscowych klientów w restauracji, nigdy źle nie trafisz.
W tym mieście można też równie łatwo zaspokoić apetyt na zwiedzanie. Wiele z atrakcji jest znana. Plac Tiananmen czy Zakazane Miasto – miejsca o wielkim historycznym znaczeniu. Zobaczyć je na własne oczy to naprawdę niezwykłe przeżycie.