Skąd wziął się zwyczaj wypiekania migdałowych przysmaków na święto poznańskiego patrona? Smakowite pytanie wymaga sięgnięcia daleko w głąb historii miasta. Istnieje co najmniej kilka wersji pochodzenia tradycji wypieków słynnych rogali. Najpopularniejsza odwołuje się do 1891 roku. Wówczas to, tuż przed nadchodzącym dniem św. Marcina, proboszcz poznańskiej parafii pod wezwaniem tego świętego, ks. Jan Lewicki, poprosił wiernych, by przygotowali coś dla ubogich. W końcu patron parafii słynął z dobroci i chęci niesienia pomocy biednym.
Jeden z miejscowych cukierników, Józef Melzer, upiekł kilka blach przysmaków. Namówił przy tym szefa, by wskrzesić dawną tradycję – bogatsi kupowali rogale, a biedniejsi mogli najeść się nimi do syta. Z czasem do tego przedsięwzięcia zaczęli dołączać inni mistrzowie słodkiego fachu. I tak rogale trafiły na poznańskie stoły. Lecz na świecie znano je już znacznie wcześniej.
Legenda podaje, że wszystko zaczęło się w… Szombathely, jednym z najstarszych miast Węgier. To tam przyszedł na świat Marcin, późniejszy biskup Tours i w końcu święty. Któregoś dnia odwiedzał wiernych w Poznaniu na białym koniu. Jego wierzchowiec miał zgubić podkowę, a miejscowy cukiernik podobno uformował ciasto w jej kształcie. Gdy rogale były gotowe, rozdano je potrzebującym.
Czy rzeczywiście tak wyglądały prawdziwe początki rogali świętomarcińskich? Tego chyba nigdy się nie dowiemy. Inna wersja legendy mówi bowiem, że św. Marcin na koniu przyśnił się jedynie któremuś z miejscowych piekarzy. Z kolei inne źródła wspominają, iż już w czasach pogańskich składano bogom ofiary z wołów albo ciasta zwijanego w rogi. Jednak bez wątpienia wypiek rogali świętomarcińskich to zwyczaj typowy dla Poznania i całej Wielkopolski, szczególnie podczas obchodów dnia św. Marcina przypadających na 11 listopada.
Przy okazji Poznań obchodzi wówczas imieniny ulicy św. Marcin. I wtedy zaczyna się wielkie żarcie!
Statystyki dowodzą, iż Wielkopolanie potrafią zjeść wtedy nawet ponad 2,5 miliona sztuk słodkich zaiwjasów. Co więcej, jako zastrzeżony produkt regionalny, prawdziwe rogale świętomarcińskie wolno wypiekać jedynie w tej części kraju. Wszędzie indziej spotkamy podróbki, choć ich nazwy nierzadko nawiązują do oryginałów – na przykład: rogale marcinkowskie albo ciastko Marcina.
Czemu jednak rogale zawdzięczają swój wyjątkowy smak? Wiadomo, że smakołyk wypiekany jest z ciasta półfrancuskiego, przełożonego masą z białego maku. Tradycyjna receptura obowiązkowo nakazuje też użycia najwyższej jakości składników: wanilii, mielonych daktyli bądź fig, śmietany, rodzynek, skórki pomarańczowej i masła.
Te pyszności certyfikuje ponadto Unia Europejska, dlatego tylko około 100 zakładów z Poznania i regionu może je wytwarzać. Niepowtarzalny smak specjału pochodzi także z ekologii i lokalnych tradycji. A spora kaloryczność (jeden rogal może mieć nawet 800 kalorii!) nie odstrasza nikogo. Podobnie jak cena, która zwykle wynosi ok. 30-35 zł/kg. Na szczęście dla osób dbających o linię (lub portfel) dopuszczono niedawno sprzedaż rogali o mniejszej niż zwykle wadze, czyli ok. 150 gramów.
Fani wielkopolskich rogali powinni koniecznie odwiedzić Rogalowe Muzeum Poznania, gdzie poznają nie tylko przepis, ale będą mogli własnoręcznie je przygotować. Nadzwyczaj smaczne muzeum mieści się na Starym Rynku, pod numerem 41/2 (wejście od Klasztornej 23). Natomiast listę cukierni z certyfikatem można sprawdzić na stronie internetowej Cechu Cukierników i Piekarzy w Poznaniu.
Smacznego!
Skąd wziął się zwyczaj wypiekania migdałowych przysmaków na święto poznańskiego patrona? Smakowite pytanie wymaga sięgnięcia daleko w głąb historii miasta. Istnieje co najmniej kilka wersji pochodzenia tradycji wypieków słynnych rogali. Najpopularniejsza odwołuje się do 1891 roku. Wówczas to, tuż przed nadchodzącym dniem św. Marcina, proboszcz poznańskiej parafii pod wezwaniem tego świętego, ks. Jan Lewicki, poprosił wiernych, by przygotowali coś dla ubogich. W końcu patron parafii słynął z dobroci i chęci niesienia pomocy biednym.
Jeden z miejscowych cukierników, Józef Melzer, upiekł kilka blach przysmaków. Namówił przy tym szefa, by wskrzesić dawną tradycję – bogatsi kupowali rogale, a biedniejsi mogli najeść się nimi do syta. Z czasem do tego przedsięwzięcia zaczęli dołączać inni mistrzowie słodkiego fachu. I tak rogale trafiły na poznańskie stoły. Lecz na świecie znano je już znacznie wcześniej.
Legenda podaje, że wszystko zaczęło się w… Szombathely, jednym z najstarszych miast Węgier. To tam przyszedł na świat Marcin, późniejszy biskup Tours i w końcu święty. Któregoś dnia odwiedzał wiernych w Poznaniu na białym koniu. Jego wierzchowiec miał zgubić podkowę, a miejscowy cukiernik podobno uformował ciasto w jej kształcie. Gdy rogale były gotowe, rozdano je potrzebującym.
Czy rzeczywiście tak wyglądały prawdziwe początki rogali świętomarcińskich? Tego chyba nigdy się nie dowiemy. Inna wersja legendy mówi bowiem, że św. Marcin na koniu przyśnił się jedynie któremuś z miejscowych piekarzy. Z kolei inne źródła wspominają, iż już w czasach pogańskich składano bogom ofiary z wołów albo ciasta zwijanego w rogi. Jednak bez wątpienia wypiek rogali świętomarcińskich to zwyczaj typowy dla Poznania i całej Wielkopolski, szczególnie podczas obchodów dnia św. Marcina przypadających na 11 listopada.
Przy okazji Poznań obchodzi wówczas imieniny ulicy św. Marcin. I wtedy zaczyna się wielkie żarcie!
Statystyki dowodzą, iż Wielkopolanie potrafią zjeść wtedy nawet ponad 2,5 miliona sztuk słodkich zaiwjasów. Co więcej, jako zastrzeżony produkt regionalny, prawdziwe rogale świętomarcińskie wolno wypiekać jedynie w tej części kraju. Wszędzie indziej spotkamy podróbki, choć ich nazwy nierzadko nawiązują do oryginałów – na przykład: rogale marcinkowskie albo ciastko Marcina.
Czemu jednak rogale zawdzięczają swój wyjątkowy smak? Wiadomo, że smakołyk wypiekany jest z ciasta półfrancuskiego, przełożonego masą z białego maku. Tradycyjna receptura obowiązkowo nakazuje też użycia najwyższej jakości składników: wanilii, mielonych daktyli bądź fig, śmietany, rodzynek, skórki pomarańczowej i masła.
Te pyszności certyfikuje ponadto Unia Europejska, dlatego tylko około 100 zakładów z Poznania i regionu może je wytwarzać. Niepowtarzalny smak specjału pochodzi także z ekologii i lokalnych tradycji. A spora kaloryczność (jeden rogal może mieć nawet 800 kalorii!) nie odstrasza nikogo. Podobnie jak cena, która zwykle wynosi ok. 30-35 zł/kg. Na szczęście dla osób dbających o linię (lub portfel) dopuszczono niedawno sprzedaż rogali o mniejszej niż zwykle wadze, czyli ok. 150 gramów.
Fani wielkopolskich rogali powinni koniecznie odwiedzić Rogalowe Muzeum Poznania, gdzie poznają nie tylko przepis, ale będą mogli własnoręcznie je przygotować. Nadzwyczaj smaczne muzeum mieści się na Starym Rynku, pod numerem 41/2 (wejście od Klasztornej 23). Natomiast listę cukierni z certyfikatem można sprawdzić na stronie internetowej Cechu Cukierników i Piekarzy w Poznaniu.
Smacznego!